Znów dość sporadycznie pojawiają się notki...Powinienem się pokajać? Mea culpa...postanowienie poprawy.
Jak na razie ładne lato mamy we wrzesniu, co chyba pozytywnie wpływa na tych, którzy mieli tą, myśle wątpliwą, przyjemność rozpocząć rok szkolny. Niech tak będzie jak najdłużej, bo deszcz i siedzenie w domu doprowadziłoby mnie do ostateczności...tęsknoty za uniwerkiem, a na to na razie się jeszcze nie zanosi...emmm...tak mi się wydaje...raaany próbuje oszukać sam siebie....chyba potrzebuje pomocy....aaaaaa!! ..@!!??*%#@...!??..
Wygłupiam się rzecz jasna....siedzenie w domu nie pomieszało mi jeszcze do reszty w głowie (zwracam uwagę na wyrażenie "do reszty")
Teraz fascynująca opowieść pt. "Dzień z życia Noela", o tym jak uprzyjemniam sobie wrześniowe, jakże słoneczne i urocze, popołunia:
Wczesnym rankiem (okolice 11.00) unosząc ciężko powieki, zerkam na komórke, a tam porywająca liczba nieodebranych połączeń i krótkich wiadomości tekstowych, liczonych w tysiącach! Kiedy już na dobre obudzony czytam otrzymane dwie wiadomości (w tym jedna od operatora sieci) i odpuszczam strzałki, dając znak swojej egzystencji. Potem, twardo prawą stopą (nigdy inaczej) opieram sie na podłodze, łapiąć równowagę stawiająć lewą, wstaje i kieruje się do łazienki....jakiś czas potem....przed tv., wyłapując serwisy inforamacyjne pochłaniam sniadanie (żeby nie było wątpliwości sam je zrobiłem). Dzień zaczyna się już na dobre, w głowie miliony myśli i pomysłów na jego spędzenie, z wielkim trudem, przy burzliwej pracy umysłu, nie oddalając sie zbytnio, decyduję się na....oglądanie, nie bardzo mądrych, show na mtv, po tej dawce wyszukanego humoru szykuje się do wyjścia...kierunek bibioteka....jakiś czas potem...uwierdzony w zamiarze, wychodzę z domu. Po drodze witany i pozdrawiany przez rzesze znajomych, bliższych i dalszych (na sześć razy mojego "dzień dobry" usłyszałem odpowiedź na dwa...a kupela minęła mnie obojętnie na ulicy, pocieszam się, że była po drugiej stonie, pewnie nie widziała, tak na pewno) Po dotarciu na miejsce zderzenie z napisem "w środy biblioteka zamknięta", chwila na mysłu, od kiedy tak jest i co robić dalej, zapada decyzja....kierunek dom, gdzie na pewno czeka popołudniowy rodzinny posiłek...Po odgrzaniu obiadu, (spóźnienie) regenerująca filiżanka ulubinej kawy....relaks....heh....W głowie kolejne pomysły na dlaszy ciąg popołudnia...spacer na plażę...smsy do pozostałych jeszcze w domach znajomych....porażka, nikt nie może (tj. dwie osoby) reszta w szkołach, albo nie mieszka tam gdzie ja...cóż...kolejna błyskotliwa myśl...rower....plaża, zupełnie inna jak nie ma natrętnych, brudzących, głośnych turystów....chwila refleksji na swoim burzliwym i chaotycznym życiem....powrót...19.00...wiadomo, serwisy informacyjne....potem serial, którego wcale nie oglądam i nie znam żadnego z wątków....rzut okiem, co proponuje na wieczór program tv. ....dokonany wybór...pasjonujący film...20 min. oglądania...pas! Przy lapce...słuchając ulubionej Tracy Chapman...lektura...kolejna godzina, następna...sms...haaa...szykuje się wyjście...znajoma...spacer późnym wieczorem, takie lubię najbardziej....w domu po północy....herbata...rzut okiem na tv.....nic.....ziewa....kilka przeczytanych stron....łazienka....łóżko...telefon, znów przypominam o sobie...sen.... Dzień pełen przygóg, niespodzianek....dobiega końca....
Tak akurat wyglądał mój wczorajszy dzień, nie zawsze tak jest, inaczej już byłoby po mnie...umarłbym z nudy....Są takie dni, że nie chce się nigdzie wychodzić, właściwie nic nie robić...mi przydałoby się powoli zmienić ten stan...już niedługo, a znów zaczne marudzić z powodu braku czasu i nie zawaham się tym podzielić! Pozdrawiam, a jak ktoś ma ochote na spacer to ja chętnie!