Komentarze (4)
Jestem zły...bo zamiast pięknego niebieskiego nieba i ciepłego słońca pogoda zaserwowała nam jakże denerwujący mocny wiatr...podobno niż ze Skandynawii...bomba...tak dalej...
Zafacynowałem się pewnym utworem muzycznym, jestem wprost zaczarowany, od kilku dni namiętnie go słucham, płytke miałem od dłuższego momentu ale utwór odkryłem ostatnio... jest genialny...nie można mówić o wykonawcy bo płyta jest ścieżką dźwiękową z filmu. Jakiego? Hmm...no nie wiem czy powiedzieć...bo może to wywołać ironiczny uśmiech... Dobrze powiem... otóż: jestem myśle, że śmiało mogę urzyć tego słowa, fanem filmu...Shrek (taaadaaaamm) jasne, nie wstydzę się tego, bo chyba nie ma czego, lubię tą postać i humor z filmu, chociaż "bycie fanem" (może to za szumne określenie, zwyczajnie lubię ten film) ogranicza się tylko do kilkukrotnego obejrzenia przydód zielonego ogra i posiadania ścieżki dźwiękowaj z obu części...świra nie mam! Wracając do utworu, chodzi mi o muzykę z pierwszej części, chociaż w drugiej była lepsza (moje skromne zdanie) na płycie jest to pozycja trzynasta (mój ulubiony numer) i tytuł ups... nie pamiętam (długi i po angielsku a ja nur Deutsch kenne) Utwór to trzy minuty doskonałego, idealnie skomponowanego, popisu orkiestry, gdzie delikatny spokojny początek ustępuje potężnej fali dzwięku by zakończyć refleksyjna, cichą melodią....sam doszukuje się w nim symbolu...walki dobra ze złem i ostatecznym zwycięstwem miłości, piękna, nadziei ect.etc...jest idealny....taki dla mnie... ale myśle, że nie tylko...
Czas mija szybko...bardzo nawet, siedzenie w domu bezbolesne, nie targają mną na razie negatywne emocje, zreszta nawet nie wiem, czy mogę mówić o jakichkolwiek emocjach...."dazynd meder" (mój angielski) Humor mi dopisuje bo to czego ostatnio bardzo się obawiałem znalazło pozytywne zakończenie ku nie tylko mojej radości...
Ostatnio gdy pojawiłem się w Gdańsku, owiedziłem wystawę prac Witkacego (rysunki postelą) prace...genialne...facet musiał mieć gigantyczne poczucie humoru, słyszałem, że też nie stronił od opium...wystawa bardzo mi się podobała, nawet mnie zaispirowała, sam spróbuje zamienić węgiel drzewny i ołówek (próbuje troche z grafiką) na pastele, może być ciekawie....Chociaż w swojej "twórczości" (zwracam uwagę na cudzysłów" jestem na etapie poszukiwania w sobie talentu, a przy okazji macenasa, który wspaniałomyślnie mi w tym pomoże...bo ja biedny żak...nie mam nawet dobrego pędzla i farb (... ile to kosztuje....raanyy... malowanie pozostaje nadal nie zrealizowanym hobby, zostaje mi grafika..heh...):((( Ucze się tym cierpliwości, jak zostane już genialnym, znanym historykiem, ekspertem od naszej nowożytnej historii....to śmiało do tego wróce:) ehh...już schodze na ziemie...widze stare biurko i twarze pozbawionych głodu wiedzy licealistów...nędzną pensje i wakacje w ośrodkach dla rodzin nauczycieli, które swą świetność miały w minionej epoce...trzydzieści lat pracy i emerytura...oczywiście bardzo nieprzesadna...
Taka optymistyczna wizja przyszłości snuje sie w głowie Noela...jeśli rzecz jasna uda mu sie zlaleźć prace w zawodzie...ale on, niepoprawny optymista...jest dobrej myśli...(słowa skierował do Was narrator)
....chyba mogę liczyć na uśmiech...pozdrawiam!!