Noel troszeczkę nieobecny był...ciekawe czy ktoś zauważył (twarz wykrzywiona w uśmiechu)...
...nudą zaczyna tu powiewać, nic się nie dzieje, autor zaspał z pisaniem (a śpioch z niego okrutny) nie daje znaków egzystencji, myśli chowa dla siebie, przez co, nie utrwalając ich w postać literek, skazuje się na ich utratę, zdaję się bezpowrotną....chyba należy się w tym miejscu nagana, może nawet kara i to cielesna...z przedziału od napisania stu zdań "Będę częściej pisał notki" przez klęczenie na grochu po coś w średniowiecznym nurcie, może łamanie kołem, czy obcięcie członków czy też bardzo popularny w piastowskiej Polsce bizantyjski sposób kary tj. oślepienie...?? (tu można dodać, że w tamtym czasie brakowało w Polsce fachowców w tej dziedzinie, kaci byli zazwyczaj partaczami, oślepiony zazwyczaj umierał, albo potem trochę widział, czy też ktoś pozbawiony języka - kara za kłamstwo - potem trochę mówił...są w źródłach wzmianki o tym...w ogóle kary stosowane w średniowieczu to temat, któremu warto się bardziej przyjrzeć np. za nie przestrzeganie postu wybijano zęby, a najbardziej wymyślne były jeśli chodzi o cudzołóstwo, tu można się posłużyć fajnym przekazem z Kroniki biskupa merseburskiego Thietmara zm. 1018 r. otóż: z detalami opisał stosowaną w Polsce w XI w. karę za cudzołóstwo i rozpustę, dysponując kronika pozwolę sobie zacytować: "Jeśli kto spośród tego ludu ośmieli się uwieść cudzą żonę lub uprawiać rozpustę, spotyka go natychmiast następująca kara: prowadzą go na most targowy i przymocowują doń, wbijając gwóźdź poprzez (yyy...no wiadomo co)...Następnie umieszcza się obok nóż i pozostawia się mu trudny wybór: albo tam umrzeć albo obciąć ową część ciała..." Panie niech tak się nie uśmiechają, bo kary dla jawnogrzesznic były nie mniej wymyślne, ale tu już oszczędzę sobie cytowania, odsyłam do Kroniki...warto tu też powiedzieć, że stosowanie i egzekwowanie przez władzę takich wyroków było swoistym paradoksem, patrząc na władającego wówczas Bolesława Chrobrego, którego z racji osobistego trybu życia należałoby jako pierwszego postawić na moście z nożem w ręku, prowadził on dość rozwiązły tryb życia...ale o tym już kiedyś wspominałem...) pisząc dalej o tym można by wylać morze atramentu....i tak się rozpisałem, nie mogłem się powstrzymać...
...na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że okres przedsesyjnego maratonu, zaliczeń, kół (co ciągnie za sobą nocne cierpienia młodego żaka), indeksowych wpisów, wydziera mi resztki wolnego czasu...zwłaszcza, że burzowe chmury sesji zbliżają się nieodwracalnie...pozostaje w tym miejscu wypowiedzieć szumne "postanawiam poprawę" i wzięcie tego mocno do serducha...
...okres intensywnej nauki, już bardzo widoczny, a zwłaszcza w akademiku, kiedy przechodząc obok kuchni widzę studentkę mieszająca zupę i trzymającą przed nosem książkę...pokazuję mi, jak ostatnio bardzo trudno mi o mobilizację, w dzień ciężko jest skupić mi się tak naprawdę dłużej niż trzy godziny, kolejne już nie przynoszą pożądanego efektu....jednym słowem nienauczalny...muszę nad tym popracować bo przepadnę...
...tyle...zostawiam pozdrowienie i słowa przeprosin dla każdego kto tu zaglądał i nie napotykał nic nowego oprócz warstwy kurzu...