Najnowsze wpisy, strona 11


paź 05 2005 nowy rok akademicki...
Komentarze (3)

Rok akademicki ruszył....zderzenie z uniwersytecką rzceczywistością nie było aż tak brutalne....pozbierałem się też z ladowania w domu studenckim.... nr 4 przy ul. Polanki w Gdańsku (niedalego willi Wałęsy) tyle, że mam do pokoju więcej stopni do pokonania. Współlokator okazał się miłym, układnym człowiekiem...myśle, że nie będzie problemów ze "współżyciem" chociaż dziś zaczęłem dzień od uderzenia głową w suszarke do naczyń i zbicia jego szklanki i talerza...takie upss... ale wywołało to tylko śmiech! Plan zajęć zaskoczył mnie mocno swoimi lukami, tj. wolną środą i piątkiem i znikomą liczbą obowiązkowych zajęć, a to ku złości koleżalek z filologii polskiej rozwywanych godzinami zajęć aż do wieczora! Tyle, że po pierwszym wykładzie wiem, że czeka mnie dużo pracy, bo średniowieczna historia Polski to nie byle co....a czeka mnie jeszcze powszechna i tu będzie w ogóle ciężko, także właściwie mogę koczować przy czytelni! Będzie to wszystko miało bardzo pozytywne aspekty bo dobrze czuje się w tym materiale i łatwiej się odnajdę niż w reszłorocznej starożytnosci...

Atmosfera na univ. bardzo przyjemna, spotkanie z ludzmi z grupy w komplecie, co mnie bardzo cieszy...a nowy nabór przyniósł nowe, ciekawe twarze o oczym już mogłem się troche przekonać!

Minął mi zły weekendowy humor, gdzie rozgoryczony z powodu zderzenia się z miejscem zamieszkania niedoszłych wspołlokatorek i perspektywą rzadkiego spotykania się...jest już w porządku, tak zdecydowanie...tyle tylko, że myśl o domu już powoli chodzi po głowie, niosąc tęsknotę....troche czasu i to się zmieni....

Ten rok akademicki będzie inny...bo musi być taki, przyniesie mi wiele niespodzianek chcianych i tych mniej pożądanych....powoli zmieni mnie w innego człowieka....takiego, który już będzię w stu procentach wiedziął czego chce i z całą mocą do tego dążył...bo mimo wszystko, że sukces jest trudny do osiągnięcia... i bardzo kapryśny ale możliwy!

Studenckie pozdrowienie....

noel   
wrz 29 2005 Gaudeamus igitur....
Komentarze (3)

Coż...po wyborach....tyle, że czekają nas następne....atmosfera się podkręciła wokół kandydata na premiera....zobaczymy co z tego wszytkiego wyniknie....

Za cztery dni rozpoczyna się nowy rok akademicki, z tego wszystkiego jestem raczej przybity niż wielce zadowolony....czeka mnie tyl spraw do załatwienia aż nie chcę myśleć o tym...jednak najgorszą perspektywą jest to, że wynajęcie mieszkania zakończyło się totalną klęską.....porażką właściwie wyłącznie dla mnie.....teraz z podkulonuym ogonem musze przeprosić się z akademikiem, z którego tak uparcie chciałem zdezerterować...niestety.....pocieszająca myśl, że mam pokój w lepszym domu studenckim...ale na dłuższą skale nie ma to najmniejszego znaczenia.....myśł o mieszkaniu tam bez znajomych (uwieńczonych sukcesem w poszukiwaniu mieszkania) napawa mnie zniechęceniem i wpędza w marazm....jestem troche niesprawiedliwybo sytuacja dla nich jest bardziej skomplikowana ale mimo to nie za dobrze mi z prespektywą mieszkania w akademiku zdala od nich.....przede mną stanie też wyzwanie w postaci nowego współlokatora i tu także jestem pełen niepokoju....tyle, że po szkole przetrwania z ostatnim współwspaczem to nic już nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, a tym bardziej wyprowadzić z równowagi.....znów kogoś będe musiał sobie urobić, wychować....mam nadzieje, że nie trafie na twardy opór....hee zresztą  to może być całkiem zabawne....

Cieszy mnie myśl o spotkaniu z ludźmi z grupy, to jest pozytywny aspekt tego szumnego wydarzenia. Zresztą nie bedzie źle bo w głeębi siebie już nie mogę się doczekać....i podekscytowany jestem! Tymczasem przećwicze sobie "Gaudeamus igitur" by rozśpiewać się na inauguracji,na którą pewnie nie pójde bo nuuuuuudaaaa!!! To ćwiczymy "ewrybady":

Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus
gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus!
Post iucundam iuventutem,
post molestam senectutem
nos habebit humus,
nos habebit humus.

Vita nostra brevis est,
vita nostra brevis est,
brevi finietur,
brevi finietur,
venit mors velociter,
rapit nos atrociter,
nemini parcetur,
nemini parcetur.

Vivat Academia, vivant professores,
vivat Academia, vivant professores,
vivat membrum quodlibet,
vivant membra quaelibet,
semper sint in flore,
semper sint in flore!

Vivat et res publica,
et qui illam regit,
vivat et res publica,
et qui illam regit,
vivat nostra civitas,
maecenatum caritas,
quae nos hic protegit
quae nos hic protegit

Vivant omnes virgines,
vivant omnes virgines,
faciles formosae,
faciles formosae,
vivant et mulieres,
tenerae, amabiles,
bonae, laboriosae,
bonae, laboriosae!




Radujmy się, dopókiśmy młodzi,
Radujmy się, dopókiśmy młodzi,
po przyjemnej młodości,
po uciążliwej starości
posiędzie nas ziemia,
posiędzie nas ziemia.

Życie nasze krótko trwa
i szybko się kończy,
chyba nadchodzi śmierć
i porywa nas okrutna
(nikogo nie oszczędzi,
nikogo nie oszczędzi).

Niechaj żyje Akademia, niech żyją profesorowie,
niech żyje każdy członek naszej społeczności,
niech żyją wszyscy członkowie,
niechaj kwitną zawsze, niechaj kwitną zawsze!

Niechaj żyje i państwo, i ten, kto nim rządzi,
niech żyje nasze miasto, mecenasów łaskawość,
która nas tu chroni, która nas tu chroni!

Niechaj żyją wszystkie dziewczyny
przystępne i piękne,
niechaj żyją i mężatki młode i miłe,


Gaudeamus igitur, pieśń studencka do łacińskiego tekstu W. Kinderlebena (Radujmy się więc), opartego na XIII-wiecznym hymnie, melodia zaczerpnięta jest z pieśni J. G. Gntera Brder, lasst uns lustig sein (Bracia, weselmy się) z 1717. Śpiewana podczas uroczystości akademickich, np. na Inauguracji Roku Akademickiego.



noel   
wrz 24 2005 idźmy na wybory!
Komentarze (3)

Przeziębiony jestem....tone w smarkach (wybaczcie dosłowność), z nosa cieknie jak z kranu i humor nie najlepszy.....ale nie o tym chcę pisać....

.....jutro mamy okazje świadomie zdecydować o losie naszego kraju, stajaąc przy urnach wybierjac dalszą drogę jaką pójdzie nasza ojczyzna....dlatego z cała mocą namawiam wszystkich do udziału w wyborach, nie pozwólmy żeby decydowano za nas....bo najgorszy scenariusz może mieć miejsce tylko wtedy gdynie nie staniemy przy urnach, kieduy sami nie wezmiemi losu kraju w swoje ręce....świadomie i czynnie....bo jest to ważny moment o wielkim znaczeniu....zdaję sobie doskonale sprawę, że zniesmaczenie i nieufność wobec klasy politycznej może zniechęcić do pójścia na głosowanie, ale teraz, jutro mamy szanse wybrać przyzwoitych ludzi, patriotów, którzy traktują politykę nie jako zawód lecz misje...służbe społeczną.....bo szczerze wierzie, że tacy ludzie są, że zmienią w kraju to co jest złe....nie śmiem nawet sugerować na kogo powinniście głosować...bo to jest kwstia dyskusyjna i sporna.... każdy wedłyg własnych, na pewno słusznych przekonań....każdy zdecyduje czyja wizja Polski jest dobra....prosze i apeluję, do Was, do młodych ludzi, jeśli tylko możecie, jeśli tylko choć trochę interesujecie się tym co się dzieje w naszym kraju...jutro pójdźcie głosować....nie bagatelizujcie sprawy....bojkot nic dobrego nie przyniesie.....spotkajmy się  przy urnach!!!

noel   
wrz 22 2005 zły i dobry humor....
Komentarze (2)

Popsuło się ostatnio...tak, że może nie uda się naprawić...nie układa się tak jak powinno, los robi sobie głupie żarty...tylko jak się na "nim odegrać" bo chęć jest ogromna...to raczej nie możliwe i trzeba z pokorą przyjmować to co przynosi, nawet jeśli niesie niepowodzenia i klęski... Chociaż woli walki nie staciłem, nie poddaje się....wiara w sukces jest potężna ale czy to wystarczy? Czy przyniesie pożądane rozwiązania..? Potrzebne jest jeszcze czyn, działanie.... by w pogoni za sukcesem nie zająć ostatniego miejsca....

Takie negatywne myśli targają mną z powodu braku pozytywnego rezultatu w poszukiwaniach lokum na nowy rok akademicki, tj. ładnego, niedużego, taniego mieszkania dla trzech studentów...za poszukiwania zabraliśmy sie już pod koniec czerwca, ale wtedy byliśmy troche wybredni i ofert nie było tyle, tylko na wakacje...potem już w sierpniu zaczął się wielki BOOM z mieszkaniemi i koszmar dla szukających...bo albo za bardzo wygórowana cena (nie na kieszeń żaka) albo miliony chętnych i głos w słuchawce powtarzający tylko jedno słowo "nieaktualne", nawet kiedy dzwonilismy w ten sam dzień, gdy wychodziła gazeta z ogłoszeniami....teraz kiedy perspektywa powrotu do akademika staje się bardzo realna, powoli trace chęci...nie dlatego, że nie chce mieszkać w domu studenckim....tylko nie chcę tam być sam...bez osób, które nadają życiu na studiach pozytywny pęd... bo one akademika nie otrzymały....(poprawka się zdarzyła) Sam w akademiku, bez tych osób....nawet nie chce myśleć o tym............

Humor wczoraj, po całym bezowocnym popołudniu poszukiwań, całkiem mi się zepsuł....uciekłem z domu na plaże...pomyśleć....droga przez las....szybka jazda na rowerze ile sił w nogach....łzy od wiatru (ale czy tylko.....) a w głowie muzyka, z płyty ze scieżka do "City of angels".....chwila refleksji na piasku...rozmowa...nie ze sobą...z Nim...i prośba...o pomoc....

Jak wróciłem do domu okazało się, że przebiłem opone....demet!!!

Humor wrócił mi wieczorem....dzięki tv.... wysłuchałem pewnej historii, dwojga ludzi, doświadczonych przez wojne, w ogóle przez życie...nie oglądałem od początku...tylko końcówke...ale to wystarczyło! Ona była Niemką. on Polakiem, w czasie wojny jako młody chłopak pracował na robotach przymosowych w niemieckiej fabryce, jako krawiec ...ona też tam pracowała, przyszywała guziki....praca była ciężka....głodował...ona widząc to przynowsiła mu jedzenie co pozwoliło mu przeżyć...byłi młodzi, zakochałi się w sobie...ale nie mogli być razem....po wojnie drogi sie rozeszły....ona nie wróciła z falą emigracji niemieckij do Niemiec tylko została na Pomorzu Zach. (czyli po wojnie w Polsce) pracowala w Szczecinie...wyszła za mąż....nie była szczęsliwa....po 12 latach mąż ją zostawił....on dwa razy był żonaty...też nie do końca szczęśliwie...po latach.....stacja kolejowa....do pociągu 10 min. on widzi starszą już kobiete, mówiącą łamaną polszczyzną....podchodzi.... chwila rozmowy i oboje już wiedzą....to on pracował w fabryce to ona mu pomagała przeżyć...objął ją i powiedział: "Bóg jest sprawiedliwy".....są ze soba mieszkają,  na wsi....on opiekuje się nią ...mają ponad 80 lat....kochają się....widać to w ich dobrych twarzach...w ich rozmowie...gestach....miłościa duchową nie fuzyczną jak on to podkreślał....oboje są zdania, że prawdziwa jest i liczy się tylko ta pierwsza miłość, że jest najważniejsza.....na całe życie....

Na twarzy pojawił się uśmiech....i w nocy, przez sen też się chyba uśmiechałem bo nie zniknął....

Pozd

noel   
wrz 19 2005 zachód słońca....
Komentarze (4)

Do wierzora sam w domu...już mnie do przytłacza...gdzie się wszyscy podziałi, zostawili mnie...

Wczoraj po przesiedzeniu całego dnia w czterech ścianach pojechałem na plaże, zobaczyć zachód słońca... widok niesamowity... obłoki płynące po niebie, oświetlone jaskrawymi promieniami zachodzącego słońca.... w tych promieniach były różnokolorowe, a barwy ich ulegały ciągłym zmianom....ja na piasku....wpatrzony w niebo, wsłuchany w szum fal...zamyślony... zrobiłem zdjęcie i widok, choć zatrzymany w pamięci... zamknąłem w telefonie...teraz zerkam na niego by opis był wiarygodny... nie zatrzymałem go tylko dla sebie....wysłałem go osobie, która nie mogła być ze mną... bo chciałem jej pokazać to miejsce, gdzie zdarza mi się o niej pomyśleć....

Słońce zachodzi....nieważne jak piękny jest zachód...ważne, że zawsze będzie nowy dzień....


noel