Komentarze (7)
Co było wczoraj odeszło w cień....
ostatnio trochę marzyciel, myślami oderwany od spraw codziennych...prawie już jak dorosły, mimo ciągłych prób bronienia się przed samodzielnością...częściowo inny człowiek, ale jak się dobrze przyjrzeć, zmrużyć oczy to ten sam zwykły student starający nie pogubić się w otaczającej rzeczywistości, optymista szukający w ludziach pozytywnych cech ale twardo stąpający po ziemi...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Co było wczoraj odeszło w cień....
Ciekawe, że ostatnio dopiero o tej porze tu zaglądam, nie cierpiąc mocno na brak czasu, tym bardziej większe me zdziwienie....chyba lubię ten spokój nocy....dźwięki muzyki (teraz Stanisław Sojka) i lekturę Waszych myśli....bo w dzień czyta się je inaczej, odmiennie się je czuje i różniej interpretuje....teraz wyciszony po całym hałaśliwym dniu, gdzie rzucany z miejsca na miejsce, z umysłem przeciążonym myśleniem, jestem otwarty.... by słuchać tego co mówicie...co przekazujecie...na Waszą radość i nostalgię życia....no i gdzie przydarzy mi się często, mniej czy bardziej wylewnie, podzielić się tym co ja czuję, co mnie dręczy, bawi, denerwuje, przeraża....cieszę się, że mam taką możliwość…..tu po tych kropeczkach zostawię zwykłe ale jakże ważne-dziękuję....
...a Noel dziś komuś jesień podarował i uśmiech swój dorzucił, by upominek uprzyjemnić....co dostał w zamian-właśnie zwykłe, piękne dziękuję....i uśmiech też był...ładniejszy niż Noela...bo on to brzydal taki jest! sesesese.....
pozdrawiam jesiennie
Cisza...straram się w nią wsłuchać...głebiej poczuć...ehh...ktoś wytoczył się hałaśliwie na korytarz....sróbuje inaczej, mam swój własny sprawdzony sposób na ciszę....tą wewnętrzną....już jest, czuję ją i słyszę bardzo dobrze...to Tracy Chapman i jej nowy album....cisza wokół mnie....zamykam oczy...słowa, dzwięki i głos...delikatny, wyciszony, przyjemny, który przyniesie spokojny sen....
Życie akademickie nabrało rozpędu...już całkiem zostałem wciągnięty w tok zajęć i obowiązków, które spadają na każdego sumiennego i porządnego studenta, bo przecież drugi rok to już nie piaskownica i trzeba się ładnie uczyć i przygotowywać, bo straszą sesją......w sumie to kiepski ze mnie obowiązkowy student i w nadgorliwości nie odbiegam mocno od normy… także pozwalam sobie często na ulubione lenistwo i nadaje sens mojemu szaremu życiu w trochę inny sposób...też mocno nie odbiegający od standardów....hehe brzmi to trochę podejrzanie...ale spokojnie....taka tylko gra pozorów...za grzeczny jestem żeby rozrabiać tak na całego po studencku...
Całkiem dobrze czuję się w jednym pokoju z nowym współlokatorem, zupełnie niegroźny...za to szukając nieprzesadnych wrażeń często udaję się do swojej dawnej kwatery, którą także i w tym roku zajmuje mój poprzedni współwspacz, tam witany z uśmiechem, mimo panującego chaosu, fajnie się czuje....nawet pojawiła się propozycja ponownego wspólnego zamieszkania...ale emmm...nic z tego nie wyjdzie...bo mój wynik sesji na tym ucierpi...
Wszytko układa się pozytywnie, bez rewelacji i kolosalnych sukcesów....pomału idzie na przód tyle, że drobnymi krokami...bo tak jest bezpieczniej i pewniej...w wyścigu szczurów, a ten i na studiach ma duże rozmiary, szybko dostaje zadyszki i odpadam....ale nie sądzę, żebym bardzo mocno z tego powodu cierpiał...
Wykłady z nowym ciałem profesorskim doszczętnie wywracają moje dotychczasowe wyobrażenie na wiele problemów z wczesnej historii Polski i nie tylko, tak że dochodzę do, jakże słusznego, wniosku że szkolne podręczniki trzeba w większości pisać na nowo....hmmm....może będę na tyle kiedyś kompetentny, żeby zrobić coś w tym kierunku....tymczasem musze myśleć już o pracy semestralnej, bo już rzucono hasło do pisania.... szczury ruszyły z impetem.. szturmując bibliotekę, porywając, zdaje się bezpowrotnie, wszystkie potrzebne i niezbędne książki....
Hmm…ale kim, tudzież czym tak naprawdę jest owy szczur..?? Jak można go zdefiniować... myślę nad taką… Szczur-człowiek, mimo wszystko, który zgubił swą osobowość, zdobywa pewnego rodzaju doskonałość, ułatwiającą mu zanurzenie się w wirze działań i własnych interesów. Nie ma żadnych zahamowań, żadnych trudności z sobą samym i z nieskończonością myślenia o własnej korzyści, wygładzony jak kamień w wodzie, wytarty jak banknot przechodzący z rąk do rąk….bezwzględny i drapieżny…nie widzący i nie rozumiejący prawdy, tylko kłamstwo, którym z wrodzoną, doskonałą, destrukcyjną propagandą jest w stanie tylko niszczyć… kaleczyc i tratować na swej drodze….na torze, na końcu, którego trudno jest dostrzeć słowo „meta”….
....bo mowa tu o wyścigu tak na dobrą sprawę pozbawionym trofeum i miana zwyciężcy….
A zjawisko samo w sobie jest przykre do oglądania…a jeszcze bardziej, gdy dotyka ciebie, kiedy sam starasz się być ponad tym…uciekać….ale czy właściwie można od tego uciec....
Pierwszy akademicki tydzień już prawie minął....hmmm...zajęć miałem niewiele, mam tylko wrażenie, że pół tygodnia spędziłem w kolejce do dziekanatu, obleganego już od pierwszych godzin rozpoczętego roku...dziś w końcu udało mi się dotrzeć i załatwiwszy wszystko, mogę spokojnie pojechać do domu...
Właściwie nic szczególnego się nie wydarzyło...nic o czym warto pisać...
W poniedziałek zajęcia do późnego wieczora ale to właściwie z mojej świadomej decyzji bo zapisałem się dodatkowe zajęcia....nauki pomocnicze typu prasoznastwo i wpomagające, lektoraz z języka łacińskiego średniowiecznego....za to lektor z niemca wepchnął zajęcia na 18.30...buuuhuuhuu...także do 20.00 na univ.....ehhh....za to następne dni wyglądają mniej pracowicie...znajde troche czasu na ulubione "nicnierobienie"
Z przyjaciółmi teraz raczej się mijam niż spotykam...wcześniejsze wpadenie...hmm...to nie dobre słowo, lepiej zabrzmi świadome zachodzenie, tak zdecydowanie lepiej...(twarz wykrzywiona w uśmiechu) już teraz nie wyjdzie....z konieczności mieszkania nie w pobliżu... teraz musi być raczej poprzedzone umówieniem się, tudzież zapowiedzeniem wizyty....co nie zawsze znajduje porządany skutek....znajomi, studiujący gdzie indziej tylko straszą i odgrażają się, że przyjadą...jestem teraz tak troche sam...tutaj...bez nich...bez częstego widywania się gdzie zazwyczaj słyszałem, wcześniej czy później, mam cię już dość, a wszystko ku ogólnemu rozbawieniu.... W ogóle słysze wokoło, że teraz tak dużo się zmieniło, że wiele nie pozosłało z tego jak było w roku poprzednim, zmieniło się...i tu mocno zastanowie się przed powiedzeniem na lepsze...
Muszę trochę pomyśleć....oddaleźć samego siebie bo w pewnych sprawach trochę się pogubiłem, co mnie mocno martwi...jakoś to wszystko będzie....bo musi!
Sami piszemy swój scenariusz, tylko czasami On dopisze coś na marginesie...co ma pomóc, co zazwyczaj marnujemy....czego nie umiemy wykorzystać i docenić...
Mam nowy album Tracy Chapman (Where you live)...dzięki siostrze