Archiwum wrzesień 2005, strona 1


wrz 15 2005 genialne dźwięki...i wizja przyszłości......
Komentarze (4)

Jestem zły...bo zamiast pięknego niebieskiego nieba i ciepłego słońca pogoda zaserwowała nam jakże denerwujący mocny wiatr...podobno niż ze Skandynawii...bomba...tak dalej...

Zafacynowałem się pewnym utworem muzycznym, jestem wprost zaczarowany, od kilku dni namiętnie go słucham, płytke miałem od dłuższego momentu ale utwór odkryłem ostatnio... jest genialny...nie można mówić o wykonawcy bo płyta jest ścieżką dźwiękową z filmu. Jakiego? Hmm...no nie wiem czy powiedzieć...bo może to wywołać ironiczny uśmiech... Dobrze powiem... otóż: jestem myśle, że śmiało mogę urzyć tego słowa, fanem filmu...Shrek (taaadaaaamm) jasne, nie wstydzę się tego, bo chyba nie ma czego, lubię tą postać i humor z filmu, chociaż "bycie fanem" (może to za szumne określenie, zwyczajnie lubię ten film) ogranicza się tylko do kilkukrotnego obejrzenia przydód zielonego ogra i posiadania ścieżki dźwiękowaj z obu części...świra nie mam! Wracając do utworu, chodzi mi o muzykę z pierwszej części, chociaż w drugiej była lepsza (moje skromne zdanie) na płycie jest to pozycja trzynasta (mój ulubiony numer) i tytuł ups... nie pamiętam (długi i po angielsku a ja nur Deutsch kenne) Utwór to trzy minuty doskonałego, idealnie skomponowanego, popisu orkiestry, gdzie delikatny spokojny początek ustępuje potężnej fali dzwięku by zakończyć refleksyjna, cichą melodią....sam doszukuje się w nim symbolu...walki dobra ze złem i ostatecznym zwycięstwem miłości, piękna, nadziei ect.etc...jest idealny....taki dla mnie... ale myśle, że nie tylko...

Czas mija szybko...bardzo nawet, siedzenie w domu bezbolesne, nie targają mną na razie negatywne emocje, zreszta nawet nie wiem, czy mogę mówić o jakichkolwiek emocjach...."dazynd meder" (mój angielski) Humor mi dopisuje bo to czego ostatnio bardzo się obawiałem znalazło pozytywne zakończenie ku nie tylko mojej radości...

Ostatnio gdy pojawiłem się w Gdańsku, owiedziłem wystawę prac Witkacego (rysunki postelą) prace...genialne...facet musiał mieć gigantyczne poczucie humoru, słyszałem, że też nie stronił od opium...wystawa bardzo mi się podobała, nawet mnie zaispirowała, sam spróbuje zamienić węgiel drzewny i ołówek (próbuje troche z grafiką) na pastele, może być ciekawie....Chociaż w swojej "twórczości" (zwracam uwagę na cudzysłów" jestem na etapie poszukiwania w sobie talentu, a przy okazji macenasa, który wspaniałomyślnie mi w tym pomoże...bo ja biedny żak...nie mam nawet dobrego pędzla i farb (... ile to kosztuje....raanyy... malowanie pozostaje nadal nie zrealizowanym hobby, zostaje mi grafika..heh...):((( Ucze się tym cierpliwości, jak zostane już genialnym, znanym historykiem, ekspertem od naszej nowożytnej historii....to śmiało do tego wróce:) ehh...już schodze na ziemie...widze stare biurko i twarze pozbawionych głodu wiedzy licealistów...nędzną pensje i wakacje w ośrodkach dla rodzin nauczycieli, które swą świetność miały w minionej epoce...trzydzieści lat pracy i emerytura...oczywiście bardzo nieprzesadna...

Taka optymistyczna wizja przyszłości snuje sie w głowie Noela...jeśli rzecz jasna uda mu sie zlaleźć prace w zawodzie...ale on, niepoprawny optymista...jest dobrej myśli...(słowa skierował do Was narrator)

....chyba mogę liczyć na uśmiech...pozdrawiam!!

noel   
wrz 09 2005 Sunrise, sunrise...
Komentarze (5)

"Sunrise, sunrise... Looks like morning in your eyes..."

...od tej piosenki (Norah Jones) zaczęłem dzień, co pozytywnie włynęło na jego dalszy ciąg! Spokojnie, nie będe już Was zadręczał opowieściami jak wyglądał...bo wiem, że zostałbym z tym blogiem sam:) Pomijając to podziele się czymś innym, otóż w końcu, bo już od dłuższego czasu próbowałem, nauczyłem się jeździć na rowerze, emmm...bez trzymania! (miejsce na burze spontanicznych oklasków) wiem, wiem, nie każdy tak potrafi:) Placem manewrów stała się droga na plaże, już prawie pusta i pozbawiona ruchu, po czasochłonnych treningach wreszcie się udało, jechałem bez trzymania za kierownice i co najważniejsze nie przewróciłem się!!! Jakie cudowne jest uczucie triumfu!!!

Dobra już dość, rzecz oczywista, potraktujcie tą interesującą opowieść z przymróżeniem oka!! Coś mi się wydaje, że poziom notek na tym blogu stał się mało głeboki, jednym słowem pisze o głupotkach, ale....czy mam Wam stale zawracać głowe uduchowionymi, "inteligieeentnymi" przemyśleniami hmm???! Będzie na nie pora jak zacznie się rok akademicki, bo na pewno złapię melancholijny, refleksyjny twórczy nastrój, gdzie przytłoczony problemami i przeciwnościami losu będę chciał zdjąć ciężar z duszy i podzielić się nim z kimkolwiek...także cierpliwości...

Tymczasem jeśli ktoś dysponuje płytką wspomnianej Norah Jones to smiało proszę włączyć i słuchać....

 

noel   
wrz 08 2005 dzień z życia...
Komentarze (4)

Znów dość sporadycznie pojawiają się notki...Powinienem się pokajać? Mea culpa...postanowienie poprawy.

Jak na razie ładne lato mamy we wrzesniu, co chyba pozytywnie wpływa na tych, którzy mieli tą, myśle wątpliwą, przyjemność rozpocząć rok szkolny. Niech tak będzie jak najdłużej, bo deszcz i siedzenie w domu doprowadziłoby mnie do ostateczności...tęsknoty za uniwerkiem, a na to na razie się jeszcze nie zanosi...emmm...tak mi się wydaje...raaany próbuje oszukać sam siebie....chyba potrzebuje pomocy....aaaaaa!! ..@!!??*%#@...!??..

Wygłupiam się rzecz jasna....siedzenie w domu nie pomieszało mi jeszcze do reszty w głowie (zwracam uwagę na wyrażenie "do reszty")

Teraz fascynująca opowieść pt. "Dzień z życia Noela", o tym jak uprzyjemniam sobie wrześniowe, jakże słoneczne i urocze, popołunia:

Wczesnym rankiem (okolice 11.00) unosząc ciężko powieki, zerkam na komórke, a tam porywająca liczba nieodebranych połączeń i krótkich wiadomości tekstowych, liczonych w tysiącach! Kiedy już na dobre obudzony czytam otrzymane dwie wiadomości (w tym jedna od operatora sieci) i odpuszczam strzałki, dając znak swojej egzystencji. Potem, twardo prawą stopą (nigdy inaczej) opieram sie na podłodze, łapiąć równowagę stawiająć lewą, wstaje i kieruje się do łazienki....jakiś czas potem....przed tv., wyłapując serwisy inforamacyjne pochłaniam sniadanie (żeby nie było wątpliwości sam je zrobiłem). Dzień zaczyna  się już na dobre, w głowie miliony myśli i pomysłów na jego spędzenie, z wielkim trudem, przy burzliwej pracy umysłu, nie oddalając sie zbytnio, decyduję się na....oglądanie, nie bardzo mądrych,  show na mtv, po tej dawce wyszukanego humoru szykuje się do wyjścia...kierunek bibioteka....jakiś czas potem...uwierdzony w zamiarze, wychodzę z domu. Po drodze witany i pozdrawiany przez rzesze znajomych, bliższych i dalszych (na sześć razy mojego "dzień dobry" usłyszałem odpowiedź na dwa...a kupela minęła mnie obojętnie na ulicy, pocieszam się, że była po drugiej stonie, pewnie nie widziała, tak na pewno) Po dotarciu na miejsce zderzenie z napisem "w środy biblioteka zamknięta", chwila na mysłu, od kiedy tak jest i co robić dalej, zapada decyzja....kierunek dom, gdzie na pewno czeka popołudniowy rodzinny posiłek...Po odgrzaniu obiadu, (spóźnienie) regenerująca filiżanka ulubinej kawy....relaks....heh....W głowie kolejne pomysły na dlaszy ciąg popołudnia...spacer na plażę...smsy do pozostałych jeszcze w domach znajomych....porażka, nikt nie może (tj. dwie osoby) reszta w szkołach, albo nie mieszka tam gdzie ja...cóż...kolejna błyskotliwa myśl...rower....plaża, zupełnie inna jak nie ma natrętnych, brudzących, głośnych turystów....chwila refleksji na swoim burzliwym i chaotycznym życiem....powrót...19.00...wiadomo, serwisy informacyjne....potem serial, którego wcale nie oglądam i nie znam żadnego z wątków....rzut okiem, co proponuje na wieczór program tv. ....dokonany wybór...pasjonujący film...20 min. oglądania...pas! Przy lapce...słuchając ulubionej Tracy Chapman...lektura...kolejna godzina, następna...sms...haaa...szykuje się wyjście...znajoma...spacer późnym wieczorem, takie lubię najbardziej....w domu po północy....herbata...rzut okiem na tv.....nic.....ziewa....kilka przeczytanych stron....łazienka....łóżko...telefon, znów przypominam o sobie...sen.... Dzień pełen przygóg, niespodzianek....dobiega końca....

Tak akurat wyglądał mój wczorajszy dzień, nie zawsze tak jest, inaczej już byłoby po mnie...umarłbym z nudy....Są takie dni, że nie chce się nigdzie wychodzić, właściwie nic nie robić...mi przydałoby się powoli zmienić ten stan...już niedługo, a znów zaczne marudzić z powodu braku czasu i nie zawaham się tym podzielić! Pozdrawiam, a jak ktoś ma ochote na spacer to ja chętnie!

noel   
wrz 01 2005 ...
Komentarze (4)

Wrzesień, czyli cieszę się razem z Wami!!!

noel